To może zabrzmieć dziwnie, ale nie wstydzę się tego.
Ostatnio zacząłem uprawiać najdziwniejszy wariant „modelarstwa kolejowego” o jakim mógłbym sobie pomyśleć.
Zanim powiem Ci, co to konkretnie jest, powiem szybko, z czego to wynikło.
#1 Bo mogę
Mam ten niesamowity komfort, że choć mam kosmicznie mało czasu, to pracuję nad tym co kocham i do pewnego stopnia nie mam tu żadnych ograniczeń. A wspomniana zajawka jest tego ewidentną manifestacją.
#2 Ograniczone możliwości logistyczne
Od kilku lat mam dość mocno ograniczone możliwości pełnowymiarowego udziału w typowych imprezach modelarskich, dlatego wpadłem na pomysł jak wycisnąć esencję z tego co najbardziej w nich lubię (poza spotkaniami z podobnymi ludźmi), czyli sterowanie i prowadzenie ruchu.
#3 Potrzeba wyluzowania się bez konieczności angażowania się pół roku wcześniej
Szukałem opcji jak pojeździć po makiecie nie musząc planować tego pół roku wcześniej, lub nie potrzebując setek metrów kwadratowych powierzchni, gdy nawet wygospodarowanie pustej podłogi w salonie na kolej podłogowej wymaga często akrobatyki logistycznej.
No i w końcu połączyło się kilka kropek.
Okazało się, że potrzebuję symulatora. Do pracy, do testów i do zabawy.
Powstała nowa funkcja modułu zależnościowego, która pozwala sprawdzić działania zależności bez konieczności podłączania całej makiety do pulpitu (lub odwrotnie). Po prostu przełączenie suwaka na płytce modułu powoduje, że urządzenie zaczyna pracować, symulując według pewnych założeń wysyłanie i odbieranie poleceń pulpit-makieta. I już!
Pierwsza wersja powstała zaskakująco szybko, i w podstawowym wariancie pozwoliła mi wziąć udział w giełdzie modelarskiej w Sosnowcu i zaprezentować działający pulpit w oderwaniu od wszystkiego. Nawet od zasilania, bo całość śmigała tam podpięta do przenośnego powerbank’a turystycznego z opcją zasilania na 230V/12V.
I to działa! Można udawać, że cały sprzęt podmakietowy działa jak należy i skupić się na testowaniu lub demonstracji reguł działania…
Eureka!
I wtedy dotarło do mnie, że właśnie zbudowałem sobie zabawkę, jakiej nigdy jeszcze nie miałem. Mam w pełni działający, przenośny symulator pulpitu kostkowego, który mogę zwinąć, rozłożyć i odpalić w ciągu 15 sekund!
A wisienką na torcie był zwinięty w rulonik rozkład jazdy, który zabrałem sobie na pamiątkę z lipcowej imprezy Kolej w Miniaturze w Bielsku-Białej, gdzie pierwszy raz po latach moja stacja spięła się z innymi.
Idąc za ciosem, na kolanie, na szybko, przygotowałem sobie wycięte z kartonu paski z numerami pociągów, które przyjeżdżały i odjeżdżały z mojej stacji. „Pociągi” stały nad odpowiednim torem na pulpicie symbolizując swoją obecność i zajęcie toru. Potem z użyciem minutnika kuchennego zacząłem sobie krok po kroku odtwarzać prowadzenie ruchu z, do, i po stacji. Wyprawianie, przyjmowanie i manewrowanie.
Czas nie grał roli, nie czekałem „20 minut do następnego pociągu” jak to bywa na stacji końcowej, tylko skondensowałem cały ruch, prowadząc jeden pociąg za drugim i popijając do tego kawę. A minutnik kuchenny pełnił rolę blokady liniowej i symbolizował zajęcie toru szlakowego przez pociąg na 2-3 minuty.
I wiesz co?
Choć czytając to pewnie większość popuka się teraz w głowę to serio jest fun 😀
Po paru dniach gdy kartoniki trochę się zmęczyły, przygotowałem już nieco bardziej profesjonalnie „pionki” do gry, w formie plastikowych „pociągów” nakładanych na tor.
A żeby było lepiej, to teraz kusi mnie, żeby pójść jeszcze dalej w tym „szaleństwie” i zrobić jeszcze trzy rzeczy:
1. nagrać pełną sesję rozkładową na stacji;
2. zaprosić kogoś do pracowni na zabawę symulatorem;
3. dodać opcje symulacji w Trainbrains Studio, dla tych którzy nie chcą iść w fizyczny pulpit.
Jeszcze trochę to wszystko weryfikuję, ale przyznam, że to raczej takie rozkminy z cyklu „zróbmy to zanim dotrze do nas, że to co robimy jest, bez sensu!”
Narazie przygotowałem krótki film, pokazujący krok po kroku jak się to odbywa.